W tym tygodniu odwiedziłam kino, celem obejrzenia amerykańskiego re-make'u, pierwszej części trylogii Stiega Larssona. Skusiłam się, bo czytałam całą serię i niezmiernie przypadła mi do gustu. Na tyle, że książki zamieszkały w mojej biblioteczce.
O czym jest książka/film nie będę zdradzać bo w sumie większość z Was pewnie i tak wie. Zatem w telegraficznym skrócie powiem Wam o swoich wrażaniach.
Książka? Świetna, bez dwóch zdań! Nie bez powodu stała się bestsellerem (przynajmniej w mojej opinii). Wartka akcja, ciekawi wielowymiarowi bohaterowie, język który nie nuży. Zatem jeśli dysponujesz czasem (a ostrzegam, to wciąga), lubisz zagadki kryminalne i interesuje Cię ludzka psychika to śmiało możesz zacząć czytać.
Kiedy się dowiedziałam, że została nakręcona adaptacja filmowa i na dodatek amerykanie też się szykują, przyznam bez bicia, że trochę się bałam - "co z tego wyjdzie???". Zresztą, nauczona doświadczeniem wiedziałam, że po prostu w większości przypadków książki z reguły są lepsze od filmów. Nie mniej jednak nie byłabym sobą gdybym nie obejrzała. W końcu żeby wiedzieć co nam nie smakuje trzeba to spróbować. I co? I nie taki diabeł straszny jak go malują. A od każdej zasady jest wyjątek.
Szwedzka wersja okazała się genialna. Osobie odpowiedzialnej za dobór obsady serdecznie gratuluję. Sama pewnie lepiej nie wybrałabym ani Mikaela Blomkvista, a już tym bardziej Lisbeth Salander. Pierwszy raz mogłam z czystym sumieniem powiedzieć, że film jest równie dobry co książka.
Szwedzka wersja okazała się genialna. Osobie odpowiedzialnej za dobór obsady serdecznie gratuluję. Sama pewnie lepiej nie wybrałabym ani Mikaela Blomkvista, a już tym bardziej Lisbeth Salander. Pierwszy raz mogłam z czystym sumieniem powiedzieć, że film jest równie dobry co książka.
Po obejrzeniu tej wersji zaczęłam się zastanawiać jaka będzie amerykańska. James Bond jako szwedzki dziennikarz nie specjalnie mi tutaj pasował. Nie mniej jednak bilety zostały kupione (podobnie jak popcorn) więc nie miałam już wyjścia. I całe szczęście, bo muszę się przyznać, że jest to pierwsza w moim życiu amerykańska wersja, o której można powiedzieć: "dali radę". Były nawet takie sceny, w których podskoczyło mi tętno ;p. Co prawda amerykanie nie byliby sobą, gdyby czegoś nie zmienili. Na szczęście zmiany były na tyle nieistotne, że nie wpływały na odbiór całości. Przekonałam się też, że Daniel Craig może grać inne role i to z niemałym powodzeniem. Również aktorka grająca Lisbeth poradziła sobie całkiem nieźle z tą trudną rolą (chociaż Noomi Rapace ustawia wysoko poprzeczkę).
Jednym słowem zarówno książka jak i obie wersje filmowe są warte przeczytania/obejrzenia.