Do dziś nie mogę odżałować, że nie zrobiłam zakupów w KIKO, jak tylko miałam okazję. Naiwnie myślałam, że pewnie w każdym innym odwiedzanym przeze mnie mieście, będzie ich sklep. Niestety srodze się rozczarowałam. Nie oznacza to jednak, że nic nie kupiłam. Był to jednak zakup podyktowany koniecznością.
Ponieważ zapomniałam zabrać w podróż balsam do ust, a miałam z nimi problem, udałam się do apteki. Pani początkowo na moje pytaie o "lip balm" nie skojarzyła o co chodzi, ale język migowy zawsze pomaga ;-). Wyciągnęła jakaś pomadkę z pod lady, ale ja kątem oka zauważyłam Carmex. Tyle o nim słyszałam naYT czy czytałam na blogach, ale jakoś nigdy nie było okazji by kupić, więc stwierdziłam, czemu nie. Okazało się, że jest to ulubiony specyfik do ust Pani farmaceutki :), na migi pokazała mi, że jest on na prawdę skuteczny.
W Hiszpanii Camex kosztował 5,5 euro.
Na pewno zagości na dłużej w mojej kosmetyczce bo po pierwsze jest strasznie wydajny, a po drugie nawet mój ulubiony balsam Cinique nie dawał takich efektów.
Skład dla zainteresowanych |
Pomimo żółtego koloru na ustach jest bezbarwny |
O tak, stary dobry Carmex :) Dostałam do testów w sztyfcie, wcześniej miałam w tubce, zdecyowanie wolę ten w sztyfcie!
OdpowiedzUsuńJak mi się skończy to pewnie nabędę ten sztyfcie bo to grzebanie paluchami mi się nie podoba.
OdpowiedzUsuńi ja należę do grona wielbicielek Carmex-a :))
OdpowiedzUsuńuwielbiam go ;)
OdpowiedzUsuń