Powiedzcie co jest ze mną nie tak, że prawie wszystkie moje kosmetyczne chcice muszę realizować za granicą? Pal licho jak to po sąsiedzku np. w Niemczech, ale z zakupami zza wielkiej kałuży to już trochę większy kłopot. A ponieważ nikt nie lubi kłopotów to staram się wykorzystać każdą nadarzającą się okazję. I tak też było tym razem.
Znajoma mojej siostry jechała do USA w odwiedziny, więc poprosiłam o zrobienie zakupów. Wyposażyłam w dolary i instruktaż co i gdzie ma dla mnie nabyć, i uzbroiłam się w cierpliwość. Kto mnie zna wie, że cierpliwość to nie jest moja mocna strona. Nie mniej jednak zostałam wynagrodzona i oto moje cuda :)
Zapragnęłam VitaZing i GinZing firmy Origins. Słyszałam o tych produktach wiele dobrego na kanałach Pixie2woo, TiffanyD czy naszej rodzimej Katosu.
Origins to firma, która jak twierdzi na swoich stronach ma na celu (tudzież ma misję - ostatnio wszystkie firmy mają misję - śmieszy mnie to) stworzenie wysokiej jakości naturalnych kosmetyków pielęgnacyjnych. Wiecie, super organicznie i zdrowo :) a do tego nie testowane na zwierzętach. Ponad to ich kosmetyki nie zawierają parabenów, oleju mineralnego i różnych innych chemicznych rzeczy, których nazw nie potrafię nawet wymówić. Generalnie rewelacja.
Trochę bałam się tej całej natury bo moja skóra o dziwo dobrze się czuje z odrobiną chemii :). Nie straszne mi parabeny czy olej mineralny. Nie mniej jednak, nie byłabym sobą, gdybym nie postanowiła sprawdzić czy te dwa produkty faktycznie są warte grzechu.
Na razie jestem po wstępnych testach i efekt jest więcej niż zadowalający. Jak poużywam trochę dłużej zdam Wam pełną relację :)
VitaZing |
GinZing |
GinZing |
VitaZing |
Lemi czekam na pełne recenzje :))
OdpowiedzUsuńchoć jak dla mnie zbyt długi skład ;) uważam im mniej tym lepiej :)
Faktycznie skład trochę przydługi ale na razie daje radę :)
OdpowiedzUsuń