wtorek, 26 czerwca 2012

Kevyn Aucoin - Sztuka Przemiany


Jak się da zauważyć z tego bloga (przynajmniej mam taką nadzieję) na liście moich zainteresowań dość wysokie miejsce zajmuje makijaż i czytanie książek. A skoro można te dwie rzeczy połączyć w jedno to jeszcze lepiej.
Od dłuższego czasu szukałam jakieś ciekawej książki o makijażu. Całkiem niedawno zaś na YT zaczęła się jakaś dziwna ofensywa na książkę Kevyna Aucoin Making Faces. Uległam więc YTbowej modzie i nabyłam drogą kupna własny egzemplarz. Wybrałam wersję polskojęzyczną.

Na początek może słów kilka o autorze. Kevyn Aucoin był bardzo znanym amerykańskim wizażystą i fotografem. Niestety w 2002 r., w wieku 40 lat zmarł (jak większość znanych osób) ze względu na uzależnienie od leków przeciwbólowych. Brał je ponieważ miał guza przysadki, który powodował m.in. na akromegalię. Został adoptowany, podobnie jak jego trójka rodzeństwa.  O swojej rodzinie i czasach młodości wspomina całkiem sporo w swojej książce. Może się to wydawać dziwne, ale już w wieku nastu lat robił domowe sesje zdjęciowe. Praktycznie cała jego wiedza została zdobyta metodą prób i błędów do czego autor bardzo zachęca w swojej książce. Początki kariery nie były łatwe, zwłaszcza, że był gejem, a w tym czasie tolerancja dla homoseksualistów nie była tak duża jak obecnie. Prześladowany za swoją orientację i nazbyt kobiece, jak na gust miejscowych "prawdziwych mężczyzn", zainteresowania postanowił wyjechać do Nowego Jorku. Tam został odkryty przez Vouge i tak o to stał się jednym z najlepszych wizażystów. Przełomowa w jego karierze okazała się okładka z Cindy Crawford z 1986 r.


Stał się sławny. W kolejce do niego ustawiały się największe gwiazdy kina i muzyki. Był jednym z najlepiej zarabiających wizażystów w historii. Miał swoją kolumnę w gazecie Allure, współpracował m.in. z firmą Revlon i Shiseido. W 2001 r. stworzył swoją własną markę  pod nazwą: Kevyn Aucoin. Tutaj można kupić kosmetyki tej firmy, jednak na dzień dzisiejszy ceny jak dla mnie zaporowe. Chociaż nie powiem, że nie uśmiecha się do mnie kilka rzeczy.

Wracając do książki, trochę mnie zawiodła. Wydana jest pięknie. Dużo ładnych zdjęć. Do tego dobrze się czyta. Niestety jest jedno "ale" i to nie małe. Oczekiwałam, że w książce wizażysty znajdę więcej porad i trików. Właściwie nie dowiedziałam się nic więcej co wiem teraz, po oglądaniu filmików na YT. Do tego opisy makijaży opierają się na obrazkach, a nie zdjęciach co pomimo dobrej jakości rysunków to mimo wszystko trochę mało. Zresztą zobaczcie same:

zdjęcie pochodzi ze strony www.wizaz.pl
Do tego większość makijaży w tej książce opiera się na tej samej technice, a często są to wręcz dokładnie te same makijaże pokazane tylko na różnych modelkach. Liczyłam na dużo więcej w tej kwestii.  Poza tym praktycznie w żadnym makijażu nie używa podkładu, tylko korektor i puder (ciekawe czemu zatem w swojej ofercie ma podkłady :P ), zdjęcia są poddane obróbce graficznej, i ja mam wierzyć, że te wszystkie modelki mają tak nieskazitelne cery? Aj dont think soł. Do tego na niektórych zdjęciach (naturalnych makijaży, żeby nie było) musiałam się mocno zastanowić, kogo przedstawiają, a po przeczytaniu opisu byłam mocno zaskoczona. A to chyba niezbyt dobrze.

Podsumowując krótko, jeśli dopiero zaczynasz przygodę z makijażem to książka może Ci się przydać. Jeśli zaś jesteś już na trochę wyższym poziomie zaawansowania to polecałabym coś innego.
I tu mam pytanie do Was - czy polecacie jakieś inne książki?

czwartek, 14 czerwca 2012

Piękni i Martwi

Tym razem notka z gatunku literackich. 
Jako,że zbliżają się wakacje może się okazać, że macie więcej czasu na czytanie. Zapraszam zatem do mojej opinii na temat książki Yvonne Woon "Piękni i Martwi".


Główną bohaterką jest 16-letnia Renee, która dość nieoczekiwanie zostaje wyrwana ze swojego poukładanego kalifornijskiego życia. Punktem zwrotnym w jej życiu jest zagadkowa śmierć obojga rodziców. Po ich śmierci trafia pod opiekę dziadka a ten wysyła ją do szkoły z internatem. Tam Renee spotyka swoją drugą połowę i odkrywa swoje przeznaczenie.

To tyle. Nie chcę pisać za dużo żeby nie zdradzać zbyt wiele, wolałabym żebyście przeczytały same (lub sami jeśli zaglądają tu panowie :P). Co mogę powiedzieć na temat tej książki?
Całkiem przyjemny język, czyta się szybko i nie męczy. Historia do pewnego momentu jest ciekawa, końcówka niestety trochę obniża poziom, co przyjęłam z rozczarowaniem, ale można powiedzieć, że daje radę. Nie jest to wybitna literatura, ale do poczytania na plaży jak najbardziej. Wydaje mi się, że jest to książka przeznaczona dla nastolatek. Przypomina mi książki, w których sama się zaczytywałam mając te naście lat. Mamy tu zagadkę, miłość, przystojniaka i bohaterkę, której nie da się nie lubić. Czyli wszystko do stworzenia historii miłosnej z tajemnicą w tle.

W skali od 1 do 6 daje 4. Jeśli masz chwilkę czasu i chcesz się zrelaksować to polecam.

środa, 13 czerwca 2012

Pięlegnacja dłoni

Krem do rąk to rodzaj kosmetyku, który rzadko używam. Nie wynika to z faktu, że nie muszę, a raczej dla tego, że:

a) nie lubię
b) zapominam.

Jakiś czas temu kupiłam "Kremowe serum odmładzające do rąk" firmy TOŁPA.

 I chociaż jest to pierwszy krem do rąk, który udało mi się zużyć do końca, to nie mam o nim dobrego zdania.  Co do jego właściwości spowalniania procesu starzenia trudno mi się wypowiadać. Natomiast  o nawilżeniu, gładkości czy regeneracji jak najbardziej. Zatem co robi krem TOŁPY? W sumie nic. Skóra jest nawilżona, ale tylko przez moment. Z gładkością raczej nie mam problemów, ale jakiś rewelacyjnych właściwości nie zauważyłam, to samo tyczy się regeneracji. Do tego wolno się wchłania i pozostawia lepką powłoczkę  na skórze czego bardzo nie lubię.

Zawiedziona TOŁPĄ udałam się na poszukiwania kolejnych kremów. Tym sposobem trafiłam na kremy ALDO VANDINI. Kupiłam dwa bo nie mogłam się zdecydować na zapach. Jeden trzymam w domu, drugi w pracy.

Pierwszy z nich to Secrets of Amazonia

Krem ma w sobie masło shea, masło murumuru, ekstrakt z lapacho oraz witaminę E i pantenol. Pięknie pachnie (z racji tych pięknych zapachów kupiłam, aż dwa bo nie mogłam się zdecydować). Ma przyjemną aksamitną konsystencję, świetnie się wchłania, i co dla mnie najważniejsze, nie pozostawia tłustej powłoczki. Ręce po tym kremie faktycznie są gładkie a nawilżenie utrzymuje się bardzo długo. Do tego jest wydajny, niewielka ilość wystarczy do wysmarowania dłoni. Używam go w pracy, gdzie ze względu na specyfikę ręce bardzo szybko mi się przesuszają, a ten krem radzi sobie z tym świetnie.

Drugi to Spirit of India

Ta wersja ma ekstrakt z imbiru (w polskim tłumaczeniu nie wiem czemu piszą że z granata :P) i tamaryndy (Szukając właściwości tego ekstraktu znalazłam głównie informacje o jego zastosowaniu w kuchni, bądź przy farbowaniu tkanin, udało mi się nawet znaleźć polski kosmetyk, który ma w składzie ten wyciąg gdzie wskazywane są jego właściwości łagodzące zmiany trądzikowe. Nie mniej jednak zakładam, że jakieś właściwości pielęgnacyjne odpowiednie dla dłoni musi mieć). Do tego olejek jojoba, masło shea, pantenol i witamina E. 
Mimo, że skład jest inny to moim zdaniem poza zapachem nie różni się niczym od swojego Amazońskiego brata. Zatem nie rozpisując się za nadto powiem, że polecam.

Oba kremy kupiłam w Douglasie za 15 zł/100 ml. Są dostępne również inne wersje : z wanilią i orzechami macadamia, z oliwą z oliwek, z aloesem i białą herbatą, z ekstraktem z pestek winogron.

Jako uzupełnienie swojej pielęgnacji dłoń, raz na jakiś czas (ze względu na postępującą sklerozę), używam maski firmy Bielenda:


Maska ma konsystencję parafiny (zaskakujące prawda :P) i różowy kolor. Pachnie, moim zdaniem, trochę różą. Generalnie jest to całkiem przyjemny dla nosa zapach. Stosuję ją na noc, jak każe producent, w parze z bawełnianymi rękawiczkami. Rano dłonie są gładkie i nawilżone. Wszystko o czym wspomina producent się sprawdza, co nie często się zdarza. Moim zdaniem świetne uzupełnienie codziennej pielęgnacji dłoni a to wszystko za coś ok. 10 zł/75 ml. Może i 75 ml to nie jest dużo, ale produkt jest bardzo wydajny. Brawo dla Bielendy :)

A Wy co polecacie do pielęgnacji dłoni? Gdzieś w gazecie widziałam reklamę peelingów firmy Paloma, któraś z Was stosowała?